Coraz mniej ryb w Bałtyku – alarm naukowców i decyzje Brukseli
Morze Bałtyckie, niegdyś jedno z najbogatszych w ryby akwenów Europy, dziś zmaga się z dramatycznym spadkiem zasobów dorsza, śledzia i szprota. Najnowsze decyzje Unii Europejskiej oznaczają kolejne ograniczenia połowów – i choć ich celem jest ratowanie ekosystemu, wielu rybaków nad polskim wybrzeżem czuje, że to powolny wyrok na ich zawód.
Według danych przedstawionych przez Komisję Europejską w październiku 2024 roku, w przyszłym roku (2025) Bałtyk stanie się jednym z najbardziej restrykcyjnie kontrolowanych akwenów w Unii. Wspólna Polityka Rybołówstwa (WPRyb) przewiduje dalsze redukcje kwot połowowych – szczególnie dla dorsza wschodniobałtyckiego i zachodniobałtyckiego, których populacja znajduje się na granicy biologicznego przetrwania.
Ochrona czy likwidacja? Sporne decyzje Komisji Europejskiej
Unia tłumaczy, że decyzje o kolejnych ograniczeniach połowów to konieczność wynikająca z rekomendacji naukowców z ICES (Międzynarodowej Rady Badań Morza). Według ich analiz, zanieczyszczenie Bałtyku, eutrofizacja i zmiany klimatu doprowadziły do sytuacji, w której naturalne odrodzenie dorsza i śledzia jest praktycznie niemożliwe bez drastycznego ograniczenia połowów.
Z punktu widzenia ekologów – to krok w dobrą stronę. Ale dla rybaków z Polski, Litwy czy Łotwy oznacza to koniec tradycyjnego rybołówstwa. Wielu z nich wskazuje, że ograniczenia uderzają nie tylko w ekonomię małych portów, ale też w dziedzictwo kulturowe Bałtyku, gdzie połowy były od wieków podstawą lokalnego życia i tożsamości.
Polska na czwartym miejscu w UE pod względem połowów w Bałtyku
Polska flota rybacka od lat należy do czołówki w regionie Morza Bałtyckiego. W 2023 roku nasi rybacy odpowiadali za blisko 20% wszystkich połowów w tym akwenie. Główne porty – Władysławowo, Ustka, Kołobrzeg, Darłowo i Świnoujście – stanowiły centra przetwórstwa rybnego, zatrudniające tysiące osób.
Wprowadzenie nowych kwot połowowych uderzy więc nie tylko w rybaków, ale również w cały łańcuch gospodarczy: przetwórnie, hurtownie, transport i eksport. W Świnoujściu i Darłowie lokalne władze alarmują, że bez wsparcia państwa i funduszy unijnych wiele rodzinnych firm może po prostu upaść.
Kolejne cięcia: dorsz tylko jako przyłów
Zgodnie z rozporządzeniem Rady UE (Regulation (EU) 2024/2903), połowy dorsza w 2025 roku będą możliwe wyłącznie jako tzw. by-catch, czyli przyłów. Oznacza to, że rybacy nie mogą planować połowu dorsza jako głównego celu wyprawy. Każde złowienie musi być zgłoszone i udokumentowane, a limity określone przez UE są symboliczne – zaledwie kilka procent dawnych kwot.
Podobne ograniczenia dotyczą również śledzia w Zatoce Fińskiej i na południowym Bałtyku. Szprot – do niedawna jedyny gatunek o względnie stabilnej populacji – także doczekał się redukcji limitu o ponad 30%.
Rybacy: „Nie chodzi o ochronę ryb, tylko o koniec rybołówstwa”
Polscy rybacy nie kryją oburzenia. Ich zdaniem Bruksela prowadzi politykę likwidacji bałtyckiego rybołówstwa, nie oferując realnych alternatyw.
„Mówią nam, że to dla dobra przyrody, ale nikt nie tłumaczy, z czego mamy żyć. Dopłaty unijne to plaster na ranę, nie rozwiązanie problemu” – mówi jeden z rybaków z Ustki.
Wielu wskazuje też, że choć ograniczenia dotyczą Unii, nie obowiązują w równym stopniu państw spoza niej – na przykład rosyjskich kutrów operujących w obszarze międzynarodowym Bałtyku.
„My stoimy w portach, a oni łowią po drugiej stronie granicy. To absurd” – dodaje rybak z Kołobrzegu.
Ekologiczna katastrofa Bałtyku – przyczyny i skutki
Z punktu widzenia ekologii sytuacja Bałtyku faktycznie jest dramatyczna. Wody są coraz cieplejsze, zasolenie maleje, a ogromne ilości azotu i fosforu trafiają do morza z rzek. Zjawisko to, znane jako eutrofizacja, powoduje zakwity glonów, które zużywają tlen, prowadząc do powstawania tzw. „martwych stref” – obszarów, gdzie ryby po prostu nie mogą żyć.
Do tego dochodzi presja połowowa, która przez dekady była znacznie większa, niż zalecały instytuty naukowe. Już w latach 90. ostrzegano, że jeśli tempo eksploatacji nie spadnie, dorsz może zniknąć z Bałtyku. Dziś te prognozy stają się rzeczywistością.
Co dalej z polskim rybołówstwem?
Rząd Polski zapowiedział, że będzie zabiegać w Brukseli o złagodzenie restrykcji, przynajmniej w zakresie połowów rekreacyjnych i przybrzeżnych. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zwraca uwagę, że rybołówstwo na Bałtyku ma także wymiar społeczny i kulturowy.
Jednocześnie planowane są programy wsparcia dla rybaków, którzy zdecydują się przebranżowić – np. na turystykę morską, przewozy pasażerskie lub działalność edukacyjną. Ale wielu z nich mówi wprost: „nie chcemy jałmużny, chcemy łowić”.
Czy przyszłość Bałtyku da się uratować?
Eksperci z European Environment Agency wskazują, że odbudowa zasobów rybnych Bałtyku jest możliwa – ale tylko jeśli przez najbliższe 5–10 lat utrzyma się ścisła ochrona dorsza i śledzia. To oznacza, że połowy muszą zostać zredukowane niemal do zera, aby populacje mogły się odrodzić.
Tymczasem organizacje rybackie ostrzegają, że jeśli przez kolejne lata nie będzie można łowić, wiele miejscowości nadmorskich – od Helu po Świnoujście – stanie się pustymi portami bez kutrów i bez ludzi morza.
Unia zapowiada monitoring i „zieloną transformację” Bałtyku
Komisja Europejska planuje wprowadzenie nowych mechanizmów kontroli – elektronicznego monitoringu połowów, obowiązkowego raportowania lokalizacji kutrów i zintegrowanych systemów danych. Celem ma być lepsza walka z nielegalnymi połowami i większa przejrzystość rynku rybnego.
Jednocześnie Bruksela mówi o „zielonej transformacji Bałtyku”: morskich farmach wiatrowych, projektach odbudowy ekosystemów i ograniczeniu dopływu zanieczyszczeń z rolnictwa. Dla wielu mieszkańców wybrzeża brzmi to jak zapowiedź kolejnej rewolucji gospodarczej – tym razem kosztem tradycyjnego rybołówstwa.
Bałtyk 2025: między ochroną a przetrwaniem
W 2025 roku Bałtyk stanie się symbolem europejskiej polityki równowagi między ochroną środowiska a gospodarką. Ograniczenia połowów mają sens ekologiczny, ale ich skutki społeczne i ekonomiczne będą odczuwalne latami.
Polska stoi dziś przed wyborem: walczyć o złagodzenie przepisów, czy zaakceptować, że tradycyjne rybołówstwo musi ustąpić miejsca nowej wizji – Bałtyku czystego, ale bez rybaków.
Pytania i odpowiedzi
1. Dlaczego Unia Europejska ogranicza połowy ryb na Bałtyku?
Aby chronić zagrożone gatunki, takie jak dorsz i śledź, oraz przywrócić równowagę ekologiczną w morzu.
2. Jakie gatunki objęto największymi ograniczeniami?
Dorsz wschodni i zachodni, śledź w Zatoce Fińskiej oraz szprot.
3. Jak decyzje UE wpłyną na polskich rybaków?
Oznaczają mniejsze przychody, ograniczenie działalności i konieczność szukania alternatywnych źródeł utrzymania.
4. Czy polski rząd może coś zmienić?
Może negocjować złagodzenie przepisów, ale ostateczna decyzja należy do Komisji Europejskiej i Rady UE.
5. Czy sytuacja Bałtyku może się poprawić?
Tak, jeśli ograniczenia zostaną utrzymane przez kilka lat, a kraje regionu podejmą wspólne działania na rzecz ochrony środowiska.
6. Czy rybołówstwo rekreacyjne też zostanie ograniczone?
W niektórych rejonach tak – możliwe jest wprowadzenie limitów dziennych połowów i obowiązkowego raportowania.
7. Czy to koniec dorsza bałtyckiego?
Nie musi być, ale bez skutecznej ochrony i kontroli połowów ten gatunek może zniknąć z polskich wód w ciągu dekady.
Podsumowanie
Unia Europejska wprowadza kolejne ograniczenia połowów na Bałtyku, tłumacząc to potrzebą ochrony ekosystemu. Polska i inne kraje regionu stoją przed wyzwaniem – jak pogodzić troskę o środowisko z przetrwaniem lokalnych społeczności rybackich.
Bałtyk 2025 będzie rokiem przełomowym. Albo uda się odbudować jego bogactwo, albo zniknie ostatni symbol dawnego rybołówstwa – kuter wracający o świcie do portu w Świnoujściu.
