Strona główna » Unia Europejska wprowadza kolejne ograniczenia połowów na Bałtyku. Co to oznacza dla polskich rybaków?

Unia Europejska wprowadza kolejne ograniczenia połowów na Bałtyku. Co to oznacza dla polskich rybaków?

by danielszysz

Coraz mniej ryb w Bałtyku – alarm naukowców i decyzje Brukseli

Morze Bałtyckie, niegdyś jedno z najbogatszych w ryby akwenów Europy, dziś zmaga się z dramatycznym spadkiem zasobów dorsza, śledzia i szprota. Najnowsze decyzje Unii Europejskiej oznaczają kolejne ograniczenia połowów – i choć ich celem jest ratowanie ekosystemu, wielu rybaków nad polskim wybrzeżem czuje, że to powolny wyrok na ich zawód.

Według danych przedstawionych przez Komisję Europejską w październiku 2024 roku, w przyszłym roku (2025) Bałtyk stanie się jednym z najbardziej restrykcyjnie kontrolowanych akwenów w Unii. Wspólna Polityka Rybołówstwa (WPRyb) przewiduje dalsze redukcje kwot połowowych – szczególnie dla dorsza wschodniobałtyckiego i zachodniobałtyckiego, których populacja znajduje się na granicy biologicznego przetrwania.

Ochrona czy likwidacja? Sporne decyzje Komisji Europejskiej

Unia tłumaczy, że decyzje o kolejnych ograniczeniach połowów to konieczność wynikająca z rekomendacji naukowców z ICES (Międzynarodowej Rady Badań Morza). Według ich analiz, zanieczyszczenie Bałtyku, eutrofizacja i zmiany klimatu doprowadziły do sytuacji, w której naturalne odrodzenie dorsza i śledzia jest praktycznie niemożliwe bez drastycznego ograniczenia połowów.

Z punktu widzenia ekologów – to krok w dobrą stronę. Ale dla rybaków z Polski, Litwy czy Łotwy oznacza to koniec tradycyjnego rybołówstwa. Wielu z nich wskazuje, że ograniczenia uderzają nie tylko w ekonomię małych portów, ale też w dziedzictwo kulturowe Bałtyku, gdzie połowy były od wieków podstawą lokalnego życia i tożsamości.

Polska na czwartym miejscu w UE pod względem połowów w Bałtyku

Polska flota rybacka od lat należy do czołówki w regionie Morza Bałtyckiego. W 2023 roku nasi rybacy odpowiadali za blisko 20% wszystkich połowów w tym akwenie. Główne porty – Władysławowo, Ustka, Kołobrzeg, Darłowo i Świnoujście – stanowiły centra przetwórstwa rybnego, zatrudniające tysiące osób.

Wprowadzenie nowych kwot połowowych uderzy więc nie tylko w rybaków, ale również w cały łańcuch gospodarczy: przetwórnie, hurtownie, transport i eksport. W Świnoujściu i Darłowie lokalne władze alarmują, że bez wsparcia państwa i funduszy unijnych wiele rodzinnych firm może po prostu upaść.

Kolejne cięcia: dorsz tylko jako przyłów

Zgodnie z rozporządzeniem Rady UE (Regulation (EU) 2024/2903), połowy dorsza w 2025 roku będą możliwe wyłącznie jako tzw. by-catch, czyli przyłów. Oznacza to, że rybacy nie mogą planować połowu dorsza jako głównego celu wyprawy. Każde złowienie musi być zgłoszone i udokumentowane, a limity określone przez UE są symboliczne – zaledwie kilka procent dawnych kwot.

Podobne ograniczenia dotyczą również śledzia w Zatoce Fińskiej i na południowym Bałtyku. Szprot – do niedawna jedyny gatunek o względnie stabilnej populacji – także doczekał się redukcji limitu o ponad 30%.

Rybacy: „Nie chodzi o ochronę ryb, tylko o koniec rybołówstwa”

Polscy rybacy nie kryją oburzenia. Ich zdaniem Bruksela prowadzi politykę likwidacji bałtyckiego rybołówstwa, nie oferując realnych alternatyw.

„Mówią nam, że to dla dobra przyrody, ale nikt nie tłumaczy, z czego mamy żyć. Dopłaty unijne to plaster na ranę, nie rozwiązanie problemu” – mówi jeden z rybaków z Ustki.

Wielu wskazuje też, że choć ograniczenia dotyczą Unii, nie obowiązują w równym stopniu państw spoza niej – na przykład rosyjskich kutrów operujących w obszarze międzynarodowym Bałtyku.

„My stoimy w portach, a oni łowią po drugiej stronie granicy. To absurd” – dodaje rybak z Kołobrzegu.

Ekologiczna katastrofa Bałtyku – przyczyny i skutki

Z punktu widzenia ekologii sytuacja Bałtyku faktycznie jest dramatyczna. Wody są coraz cieplejsze, zasolenie maleje, a ogromne ilości azotu i fosforu trafiają do morza z rzek. Zjawisko to, znane jako eutrofizacja, powoduje zakwity glonów, które zużywają tlen, prowadząc do powstawania tzw. „martwych stref” – obszarów, gdzie ryby po prostu nie mogą żyć.

Do tego dochodzi presja połowowa, która przez dekady była znacznie większa, niż zalecały instytuty naukowe. Już w latach 90. ostrzegano, że jeśli tempo eksploatacji nie spadnie, dorsz może zniknąć z Bałtyku. Dziś te prognozy stają się rzeczywistością.

Co dalej z polskim rybołówstwem?

Rząd Polski zapowiedział, że będzie zabiegać w Brukseli o złagodzenie restrykcji, przynajmniej w zakresie połowów rekreacyjnych i przybrzeżnych. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zwraca uwagę, że rybołówstwo na Bałtyku ma także wymiar społeczny i kulturowy.

Jednocześnie planowane są programy wsparcia dla rybaków, którzy zdecydują się przebranżowić – np. na turystykę morską, przewozy pasażerskie lub działalność edukacyjną. Ale wielu z nich mówi wprost: „nie chcemy jałmużny, chcemy łowić”.

Czy przyszłość Bałtyku da się uratować?

Eksperci z European Environment Agency wskazują, że odbudowa zasobów rybnych Bałtyku jest możliwa – ale tylko jeśli przez najbliższe 5–10 lat utrzyma się ścisła ochrona dorsza i śledzia. To oznacza, że połowy muszą zostać zredukowane niemal do zera, aby populacje mogły się odrodzić.

Tymczasem organizacje rybackie ostrzegają, że jeśli przez kolejne lata nie będzie można łowić, wiele miejscowości nadmorskich – od Helu po Świnoujście – stanie się pustymi portami bez kutrów i bez ludzi morza.

Unia zapowiada monitoring i „zieloną transformację” Bałtyku

Komisja Europejska planuje wprowadzenie nowych mechanizmów kontroli – elektronicznego monitoringu połowów, obowiązkowego raportowania lokalizacji kutrów i zintegrowanych systemów danych. Celem ma być lepsza walka z nielegalnymi połowami i większa przejrzystość rynku rybnego.

Jednocześnie Bruksela mówi o „zielonej transformacji Bałtyku”: morskich farmach wiatrowych, projektach odbudowy ekosystemów i ograniczeniu dopływu zanieczyszczeń z rolnictwa. Dla wielu mieszkańców wybrzeża brzmi to jak zapowiedź kolejnej rewolucji gospodarczej – tym razem kosztem tradycyjnego rybołówstwa.

Bałtyk 2025: między ochroną a przetrwaniem

W 2025 roku Bałtyk stanie się symbolem europejskiej polityki równowagi między ochroną środowiska a gospodarką. Ograniczenia połowów mają sens ekologiczny, ale ich skutki społeczne i ekonomiczne będą odczuwalne latami.

Polska stoi dziś przed wyborem: walczyć o złagodzenie przepisów, czy zaakceptować, że tradycyjne rybołówstwo musi ustąpić miejsca nowej wizji – Bałtyku czystego, ale bez rybaków.


Pytania i odpowiedzi

1. Dlaczego Unia Europejska ogranicza połowy ryb na Bałtyku?
Aby chronić zagrożone gatunki, takie jak dorsz i śledź, oraz przywrócić równowagę ekologiczną w morzu.

2. Jakie gatunki objęto największymi ograniczeniami?
Dorsz wschodni i zachodni, śledź w Zatoce Fińskiej oraz szprot.

3. Jak decyzje UE wpłyną na polskich rybaków?
Oznaczają mniejsze przychody, ograniczenie działalności i konieczność szukania alternatywnych źródeł utrzymania.

4. Czy polski rząd może coś zmienić?
Może negocjować złagodzenie przepisów, ale ostateczna decyzja należy do Komisji Europejskiej i Rady UE.

5. Czy sytuacja Bałtyku może się poprawić?
Tak, jeśli ograniczenia zostaną utrzymane przez kilka lat, a kraje regionu podejmą wspólne działania na rzecz ochrony środowiska.

6. Czy rybołówstwo rekreacyjne też zostanie ograniczone?
W niektórych rejonach tak – możliwe jest wprowadzenie limitów dziennych połowów i obowiązkowego raportowania.

7. Czy to koniec dorsza bałtyckiego?
Nie musi być, ale bez skutecznej ochrony i kontroli połowów ten gatunek może zniknąć z polskich wód w ciągu dekady.


Podsumowanie

Unia Europejska wprowadza kolejne ograniczenia połowów na Bałtyku, tłumacząc to potrzebą ochrony ekosystemu. Polska i inne kraje regionu stoją przed wyzwaniem – jak pogodzić troskę o środowisko z przetrwaniem lokalnych społeczności rybackich.
Bałtyk 2025 będzie rokiem przełomowym. Albo uda się odbudować jego bogactwo, albo zniknie ostatni symbol dawnego rybołówstwa – kuter wracający o świcie do portu w Świnoujściu.

You may also like